Na liście znajdują się opinie, które zostały zweryfikowane (potwierdzone zakupem) i oznaczone są one zielonym znakiem Zaufanych Opinii. Opinie niezweryfikowane nie posiadają wskazanego oznaczenia. Zobacz jakie opinie mają użytkownicy o produkcie Gra o Tron Sezon 8 [3xBlu-Ray] i jak oceniają go pod kątem jakości wykonania, ceny i
To już koniec Pieśni Lodu i Ognia prezentowanej przez HBO. Ósmemu sezonowi Gry o Tron nie można odmówić rozmachu, efekty specjalne zapierały dech. Fabularnie… no cóż, zakończenie tej historii podzieliło fanów. Zapraszamy na emocjonalne i spoilerowe omówienie finału. Gra o Tron sezon 8, czyli jak upadło serialowe imperium To zdanie jest sztampowe, ale twórcy Gry o Tron naprawdę mieli niełatwe zadanie. Popularność GoT spowodowała, że na każdy kolejny sezon oczekiwaliśmy z rosnącymi oczekiwaniami. Idealne kino fantasy w długiej, wieloodcinkowej formie, coś co nas fascynowało i pozwalało na doświadczenie historii w sposób jakiego jeszcze nie było. Ja też czekałam na ten serial z niecierpliwością. Nie dałam sobie popsuć obrazu spoilerami. Jeśli już coś czytałam, to były to teksty o miscellaneach, takie jak 5 ciekawostek o serialowej Grze o Tron. Wielkie zaangażowanie twórców i obsady – tego nie można nie doceniać. David Benioff i Weiss mieli jednak cały arsenał środków. Mnóstwo pieniędzy (jeden odcinek kosztował około 15 milionów dolarów), genialnie zarysowanych przez Martina bohaterów, plejadę świetnych aktorów oraz trzy smoki… No dobra – dwa żywe, ale na początku mieli i tak trzy smoki. Jak to się stało, że z najlepszego serialu fantasy wszech czasów (wcale nie przesadzam) udało się zrobić coś tak złego, że setki tysięcy fanów podpisało petycję o ponowne nagranie 8 sezonu GoT jeszcze raz? Ja sama spodziewałam się, że po jego obejrzeniu pozostanę z uczuciem z cyklu „już nikt nigdy nie nagra nic tak dobrego” oraz kacem serialowym z serii „nie wiem co dalej z moim życiem”. Okazuje się jednak, że kreatywność ludzka ma granice. Mimo gigantycznego rozmachu film wyszedł zaskakująco niesatysfakcjonujący. Można powiedzieć, że twórcy po prostu wszystko popsuli, chociaż wejście było dobre. Dobry serial poznajesz po tym jak się zaczyna i jak się kończy Początek był świetny. Sceny w Winterfell, tuż przed uderzeniem Nocnego Króla, przedstawiały spotkania po latach, zestawienie ze sobą bohaterów którzy wcześniej mieli trudne relacje, pełną nieufności relację Sansy i Daenerys. Podobnie scena podczas uczty, już po bitwie z Nocnym Królem – same intrygi i knowania. Dobre pierwsze wrażenie zabił jednak pośpiech. Serial zaczął gonić jakimś zwariowanym tempem, które nie wygasło aż do końca. Bohaterowie w ostatniej chwili zmienili się, cofnęli w rozwoju lub zwyczajnie oszaleli. 8 sezon Gry o Tron zabijają skróty fabularne, niekonsekwencja w prowadzeniu postaci i silna chęć jak największego zaskoczenia widzów za wszelką cenę. W związku z tym okazuje się, że nawet jeśli nie umiesz chodzić, to i tak możesz dojść do władzy. Nawet jeśli nie możesz mieć potomstwa i twój ród nie przetrwa, nadal możesz zostać królem. Nawet jeśli władza zasadniczo ci się nie należy, to w dalszym ciągu żelazny tron stoi przed tobą otworem. A raczej stałby, gdyby nie został stopiony. Zakończenie z satysfakcją ma niewiele wspólnego i nie ma co ukrywać – trochę żal, że taka epicka historia kończy się właśnie w ten sposób. Jednym z największych problemów ósmego sezonu Gry o Tron jest jego niedookreślenie czasowe. Nikt nie tłumaczy, ile dokładnie tygodni minęło w czasie podróży od jednego punktu do drugiego. W jednej scenie mamy żal i rozpacz po utracie ukochanej królowej, w następnej widzimy już całą pozostałą przy życiu arystokrację, która zebrała się, aby udzielić Tyrionowi rozgrzeszenia. Wielkie przygotowania do wojny zawarte zostały dosłownie w jednej scenie. Wiele wątków zamieciono pod dywan bądź po prostu ucięto, inne smętnie dogorywają w ostatnich ujęciach. To sprawia, że dylematy moralne i dramaty głównych bohaterów przestają nas obchodzić. A na koniec dzieje się wiele. Dany nie żyje, Jon musi udać się na wygnanie. Północ odrywa się od Siedmiu Królestw jako niezależne państwo pod panowaniem Sansy. Wszyscy bezskutecznie starają się odnaleźć Drogona (po co tak w zasadzie?). Zima powoli odchodzi. Jako widz powinnam odczuwać radość i smutek na przemian, bo zakończyła się jedna z moich ulubionych serii. Zamiast tego twórcom udało się zabić samograj – ewidentnie widać brak George’a Martina wśród ekipy tworzącej całe to uniwersum. Kto umarł w ósmym sezonie Gry o Tron? Spoilery! Śmierć w Grze o Tron zawsze spadała na bohaterów niespodziewanie i nie zawsze miała wiele sensu. Niektóre postaci ginęły z powodu kierowania się miłością, niektóre dlatego, że nie potrafiły zmusić się do miłości. Inne dlatego, że tak bardzo pragnęły zemsty lub zemsta była głównym celem ich wrogów. Ta walka o przetrwanie, taniec z mieczem w dłoni oraz nieustanne wojny i sojusze sprawiały, że Gra o Tron była światem pełnokrwistym. Plot twisty związane z tragicznym końcem głównych bohaterów były nie tylko sposobem na zaszokowanie widza. Silne emocje budowały nową jakość, historia przełamywała bariery schematu i tabu. Do dziś nie pozbierałam się po śmierci Oberyna Martella, a śmierć Joffreya Baratheona wciąż budzi satysfakcję. Śmierci w tym serialu było wiele do momentu, gdy twórcy zorientowali się, że w takim tempie zostanie im zbyt niewielu bohaterów w ostatnim sezonie. Dlatego rozumiem łagodniejszy sezon siódmy, ciszę przed burzą. Nie rozumiem natomiast tego wszystkiego, co działo się od trzeciego odcinka ósmego sezonu Gry o Tron. Tym bardziej, że całość i tak nie miała większego wpływu na dalsze wydarzenia. Nagle okazało się, że historia nieumarłych budowana od pierwszego sezonu to jakieś nieporozumienie. Najlepszą śmiercią była ta związana z Lyanną Mormont, która zginęła w najbardziej epicki sposób jaki można sobie wyobrazić w Grze o Tron. I cóż z tego, skoro wielu nadal nie wie, jak to się stało, bo „kalibracja ekranu zakończyła się niepowodzeniem” i po prostu obraz był zbyt ciemny? Kilka śmierci rzeczywiście wzruszało: Theon Greyjoy odzyskał honor, Ogar dopełnił swój los ginąc w płomieniach, a sir Jorah zginął broniąc Dany. To wszystko było rzeczywiście bardzo ładne, ale… nie budziło już emocji. Podobnie żadnych emocji nie budziła śmierć Daenerys. To powinna być dramatyczna scena, ale pomiędzy Emilią Clarke a Kitem Haringtonem naprawdę nie ma chemii. Ich miłość jest niewiarygodna, dlaczego więc to zabójstwo miałoby takie być? Daenerys Targaryen – królowa popiołów, czyli jak skopać piękny wątek Daenerys była moją ulubioną postacią w całej Grze o Tron. Imponowała mi dziewczyna, która przez lata musiała walczyć o siebie – o to, żeby przeżyć, o ludzi widzących w niej przywódczynię, o maleńkie smoki. Swoimi czynami początkowo udowadniała, że zasługuje na zasiadanie na Żelaznym Tronie. Stanowiła opozycję do ludzi, którzy zupełnie nie nadawali się na władców, najpierw dla Roberta, potem dla Joffreya i Tommena. Była znacznie lepsza od Cersei i zestawienie ich losów równolegle po prostu stanowi niesprawiedliwe rozwiązanie. Przez cały ten czas widziałam w niej nie tylko smoczą władczynię, ale i dziewczynę z głową na karku, umiejętnie wykorzystując własne atuty. Kierowała się zemstą? Być może, ale jej zemsta nigdy nie dosięgała tych najbiedniejszych, którzy nie mogli decydować o swoim losie. Ona nie zawsze była pozytywną postacią, ale nigdy nie była też szalona. Jej osobowość zaczęła się jednak chwiać w posadach, kiedy po raz pierwszy pojawiła się w Winterfell i okazało się, że ludzie niechętnie witali białowłosą Matkę Smoków. Dany obraziła się, mimo że doskonale wiedziała jakiego przyjęcia może się spodziewać. Litości! Nagle jej siła charakteru gdzieś się ulotniła, Daenerys zaczęła bać się o swoją pozycję. Mądra kobieta, za którą ją miałam, zniknęła. Została słaba dziewczyna, grająca w dziwne gierki. Brakowało jej nie tylko cierpliwości, ale przede wszystkim inteligencji. Do głowy uderzyła bohaterce władza, ale przedstawiono to w taki sposób, że naprawdę trudno uwierzyć w zakończenie. Emilia Clarke broniła reakcji swojej bohaterki. Tak, Daenerys przepełniał ból i wściekłość po utracie połowy wojsk, dwóch smoczych dzieci, przyjaciółki i zdrady ze strony najbliższych doradców. Zaślepiająca ją wściekłość powinna jednak zostać wyrażona w zemście na Cersei, nie w rzezi zwykłych ludzi. Jej podboje nie były pozytywne – ona również torturowała ludzi, niszczyła tych, którzy się jej sprzeciwiali. Tyrion słusznie stwierdził, że wszyscy cieszyli się z jej zabijania, kiedy było im na rękę, a teraz cierpieli, gdy nie potrafiła się zatrzymać. Niemniej wymordowanie biedoty w Królewskiej Przystani to krok za daleko w kreacji tej postaci. Jasne i ciemne strony ostatniego sezonu GoT Przez cały ostatni odcinek myślałam o tym, jak bardzo zepsuli moją ulubioną postać. Ale tak naprawdę ostatni sezon zepsuł praktycznie wszystkie postaci. Z wyjątkiem Sansy. To chyba jedyny jasny punkt tego cholernego zakończenia. Jej postać przebyła taką drogę – od naiwnej dziewczynki po kobietę niewzruszenie stojącą przed białowłosą królową, nieulegającą manipulacji. W pełni zasłużyła na koronę królowej Północy. Jasne punkty w większości dotyczą pierwszych odcinków – wiele postaci miało naprawdę mądre teksty, wzruszające momenty i to budowanie napięcia przed atakiem Nocnego Króla dawało się odczuć na skórze. Królowały świetne efekty specjalne. Bitwa w piątym odcinku rzeczywiście wygląda malowniczo. Jeszcze nie dostaliśmy tak dobrego obrazu bitwy w serii fantasy. Warstwa wizualna, scenografia, te tlące się budynki, opadające popioły… Jednak umówmy się. Jeśli historia jest słaba, efektami specjalnymi tego nie przykryjemy. Ostatecznie ósmy sezon Gry o Tron wypada bardzo nierówno. Słaby jest szczególnie finałowy odcinek. Otwarte zakończenie stawiające więcej pytań niż dające odpowiedzi, królestwo bez armii, Jon zesłany za morderstwo królowej na Mur (ale czy lodowy mur nie stracił racji bytu?). Tyrion wiedziony na sąd, podczas którego staje się głównym mówcą, po czym zostaje mianowany namiestnikiem króla. Króla, którym okazuje się Bran. Trójoka Wrona, postać która już niczego nie potrzebuje. Gra o Tron zapadła się pod ciężarem ambicji jej twórców. Ale nie martwmy się na zapas. Być może jednak ruszy fanowska zbiórka crowdfundingowa zapowiadana od trzeciego odcinka i uda się nagrać ten sezon od początku.
Jestem pewny, że Gra o Tron sezon 8 zaskoczył wszystkich fanów. Zadowoliło Was zakończenie serialu? Pozostała rada odmieńców, mądry i pokojowy król, a rozbite królestwo przerobiono nieco inaczej, może trochę lepiej niż wcześniej.Uwaga na spoilery z 1. odcinka 8. sezonu serialu „Gra o tron”.Tym razem nie dotrwałem do 3:00 nad ranem, by obejrzeć nowy odcinek „Gry o tron”. Zerwałem się za to z łóżka skoro świt i dopiero wtedy poczłapałem do telewizora… dzięki czemu ominąłem nocną awarię HBO GO, która odcięła od serialu największych fanów. Zapoznałem się z nowym epizodem bez żadnych perturbacji, co wcale nie oznacza, że byłem potem zadowolony. Co to, to nie. Seans przypomniał mi bowiem, jak bardzo „Gra o tron” mnie wkurza! Oczywiście jakości serialowi nie odmawiam, ale już w poprzednich sezonach tak sobie narzekałem, że to produkcja pełna sprzeczności. Serialowy świat co rusz jest wywracany do góry nogami, ale w trakcie kolejnych epizodów w ogóle tego nie czuć. Akcja rozwija się leniwie i dopiero w retrospekcji widać, jak wiele się epizod kontynuuje tę tradycję. Trwał prawie godzinę, ale otwarcie najnowszej serii „Gry o tron” skończyło się od razu po przypomnieniu nam, gdzie pożegnaliśmy wszystkie najważniejsze postaci. Tych, wbrew pozorom, jest cała masa. Zginęło dotychczas tyle samo głównych bohaterów, co przeżyło do finałowego aktu. Na pierwszy ogień poszło Winterfell. Mam na myśli oczywiście ogień metaforyczny, bo smoki były bardzo grzeczne. Zrobiły zresztą spore wrażenie na mieszkańcach Północy po tym, jak „Gra o tron” skonsolidowała północ. Pozostali przy życiu Starkowie wraz z ich poddanymi, Jon Snow oraz Daenerys i jej imponująca armia pojawili się bowiem w odzyskanej twierdzy. Czytaj też: „Gra o tron” wraca z 8. serią. Już nie nadrobisz poprzednich, ale znajdziesz tu wszystko, co musisz wiedzieć Zgodnie z oczekiwaniami, zaczęło iskrzyć. I to nie tylko pomiędzy zakochaną parą. Daenerys liczyła na to, że Starkowie ją zaakceptują. Jon miał nadzieję, że poddani zrozumieją, dlaczego oddał tytuł. Sansa z kolei nie może pogodzić się z tym, że Snow nie jest już Królem Północy, bo rozzłościło to lordów. Arya zaś snuje się cały czas w cieniu. Co ciekawe, to tej bohaterce przypadło w udziale najwięcej scen, w których witała starych znajomych. Łezka się w oku zakręciła po tym, gdy wymieniła uprzejmości z Jonem. Chwilę później mierzyła się wzrokiem z odmienionym Ogarem, by następnie przywitać Gendry’ego, który zgodnie z oczekiwaniami kuł Smocze tego Arya nie miała jednak zbyt wiele do roboty i żadnych nazwisk z listy nie wykreślała. Zleciła jednak bękartowi Roberta stworzenie jakiejś tajemniczej broni, aczkolwiek na rozwinięcie tego wątku, podobnie jak w zasadzie wszystkich innych, poczekamy jeszcze (przynajmniej) tydzień. „Gra o tron” odfajkowała przy okazji kilka innych spotkań po latach. Bodaj nigdy w historii aż tylu bohaterów hitu HBO nie znalazło się w jednym miejscu. W tym samym odcinku, w którym Arya odhaczała spotkanie za spotkaniem, jej siostra Sansa miała moment, by rozmówić się z Tyrionem. Ta konwersacja odbyła się - jak zresztą wiele innych dialogów - w większości bez słów. Czytaj też: To ostatnia szansa, żeby przypomnieć sobie wydarzenia z poprzednich sezonów – najważniejsze wątki w „Grze o tron” W każdej z tych rozmów czuć jednak, że szykujemy się już na finałowy akt. Jestem przekonany, że interakcję pomiędzy niektórymi postaciami widzieliśmy właśnie po raz ostatni. Dobrze jednak, że mamy to wszystko już za sobą, bo przecież zostało już tylko pięć odcinków, by doprowadzić tę historię do końca. „Gra o tron” przynajmniej w jednej kwestii nie trzyma nas już dłużej w niepewności. Samwell Tarly, który w paskudny sposób dowiedział się o śmierci bliskich, oraz Bran „Google” Stark odkryli w poprzedniej serii prawdziwą tożsamość Jona. Teraz uznali, że to najwyższa pora, by mu o tym powiedzieć. Nie jestem jednak zbytnio zadowolony ze sceny, w której Snow się dowiaduje, że jest się, że bohater wreszcie wie już wszystko, ale nie ma przecież zielonego pojęcia, co począć z tą wiedzą. Sansa mu wcześniej zresztą słusznie wygarnęła, że korony nie oddał tylko dlatego, by chronić północ, ale dlatego, że zadurzył się w nowej królowej, czemu Snow nawet nie zaprzecza. Trudno zresztą, by to robił, skoro byliśmy nawet świadkami schadzki w towarzystwie smoków. Choć dookoła szaleje wojna i ważą się losy całej ludzkości, Jon i Dany ze sobą radośnie flirtują. Podczas epizodu, w którym każda minuta była na wagę złota, znalazło się miejsce na kilkuminutowe ujęcie, podczas którego para leciała na północ na smoczych grzbietach, by znaleźć nieco prywatności. Czytaj też: Kto zasiądzie na Żelaznym Tronie? Typujemy zwycięzcę przed 8. sezonem „Gry o tron” Chociaż kusiło, to nie zaszyli się w dziczy, by kontynuować tradycję rodu Targaryenów. Wrócili do Winterfell i dalej planują ofensywę przeciwko Nocnemu Królowi, który był w pilocie 8. serii „Gry o tron” jednym z nielicznych nieobecnych. To, jak to starcie przebiegnie, jest jednak nadal wielką niewiadomą. Musieliśmy bowiem zajrzeć również na południe Westeros. Większość bohaterów „Gry o tron” zjawiła się w siedzibie Starków na Północy, ale nie dotyczy to wszystkich. Cersei nadal zasiada na Żelaznym Tronie. Co prawda razem z nią przebywają tam w większości duchy, ale oczyściło to atmosferę i pokazało jasno kierunek, w którym zmierza jej Greyjoy wrócił zza morza ze Złotą Kompanią - armią najemników, o której marzyła Cersei. Przy okazji wyspiarzowi udało się dopiąć swego i przespał się z królową. Nie widzieliśmy jednak sceny łóżkowej między tymi postaciami, aczkolwiek HBO zadbało o to, by nie zabrakło w odcinku sceny erotycznej. Obejrzeliśmy więc, jak z kurtyzanami zabawia się Bronn. Najemnika, który miał wcześniej sporo do czynienia z braćmi Cersei odwiedził Qyburn - najnowszy namiestnik królowej. Po przegonieniu panienek do towarzystwa stwierdził, że tak jak niemal pewne jest, że Jaime i Tyrion nie przeżyją starcia z Nieumarłymi, tak królowa chce mieć pewność. Czytaj też: „Gra o tron” to tylko fragment historii Westeros. Te wydarzenia ukształtowały całą krainę Qyburn wysłał Bronna, by zabił Tyriona i Jaime’a. Nie dziwię się, że najemnik przyjął zarówno kuszę, której wcześniej użył Tyrion, jak i pieniądze - to jest zgodne z charakterem postaci, a odmowa oznaczałaby śmierć. Mam tylko nadzieję, że nie obróci się przeciwko Lannisterom i nie strzeli w plecy żadnemu z nich. Tym bardziej że Jaime wyszedł wreszcie na ludzi. W momencie, gdy pomyślałem, że już tylko jego tutaj brakowało, starszy z Lannisterów dotarł do Winterfell. Wbrew temu, co mówił Tyrion, bez armii, która miałaby wspomóc Starków. W dodatku pierwszą znajomą mu osobą, którą widzi, jest Bran Stark - młody chłopak, z którego lata temu uczynił jestem, jak przebiegnie rozmowa tej dwójki, jeśli takowa się odbędzie, a ich interakcja nie skończy się na wymienieniu spojrzeń. Ostatni żyjący syn Neda zdaje się bowiem pogodzony ze swym losem, ale jeśli coś miałoby go wzruszyć, to właśnie spotkanie ze swoim oprawcą sprzed lat. Czekamy w zasadzie już tylko na to i powrót Theona. A to już kwestia czasu. Scenariusz wysłał go bowiem w podróż do Winterfell, gdzie zapewne odpokutuje winy. Najpierw uwolnił jednak siostrę, którą uznał za królową Żelaznych Wysp, a potem dostał od niej zgodę, by odwiedzić Starków. Nie zdążył jednak dotrzeć do nich przed końcem odcinka i trudno się temu dziwić. Czytaj też: Mapa Westeros to istny chaos. Sprawdzamy, kto aktualnie włada ziemiami i twierdzami w „Grze o tron” Epizod trwał niecałą godzinę, a i tak ledwo co wyrobił się z pokazaniem wszystkich postaci. Status quo zostało utrzymane, a jedynym wydarzeniem, które rusza akcję do przodu, było uśmiercenie drugoplanowej postaci, co też było pretekstem, by pokazać nam grupę bohaterów, którzy cudem przeżyli zawalenie się muru. Największy problem mam zaś z tym, że nadal trudno przewidzieć, jak rozwinie się akcja. Otwarcie ostatniej serii „Gry o tron” to bez dwóch zdań kawał świetnej telewizji, ale serial ugina się już pod swoim ciężarem. Nie sposób odmówić scenarzystom, kamerzystom, scenografom, aktorom i całej reszcie kunsztu, ale jako widz nie jestem w pełni usatysfakcjonowany z sobie jednak sprawę, że kolejne sceny po prostu trzeba było odbębnić, a tkana od blisko dekady siatka intryg wreszcie zaczyna przypominać obraz. Nie umiem jednak odgonić od siebie myśli, że po dwóch latach oczekiwania wszystkie te dialogi, chociaż świetnie napisane, okazały do bólu przewidywalne. A ja naprawdę chciałbym dać się jeszcze raz zaskoczyć. „Gra o tron” kilka razy w przeszłości szokowała. Twórcy budują nadal napięcie, ale nie widzą już sposobu, by dać mu ujście. Możliwe też, że jako fani mieliśmy po prostu zbyt dużo czasu na to, by rozrysować sobie możliwe scenariusze. Z kolei scenarzystom, by nas zaskoczyć, zostaje go coraz mniej. Czytaj też: Kim jest Jon Snow? Przybliżamy historię bohatera, który wyrósł na najważniejszą postać „Gry o tron” Momentami obawiam się nawet, że David Benioffa i Weiss z nas perfidnie zadrwią, a wspomniane figury na szachownicy będą układać i układać do samego końca. Potem zaś przyjdzie na sam koniec Nocny Król i całą planszę strąci, zostawiając nas nienasyconych z bałaganem w głowie…
Kadr z serialu "Gra o tron: sezon 8" (źródło: materiały prasowe/HBO) Kadr z serialu "Gra o tron: sezon 8" (źródło: materiały prasowe/HBO) Ale coś w tym świeżym mięsie zaczęło się psuć, a smrodek stawał się momentami – dla widzów chcących oglądać dobrą historię – nie do zniesienia. Mowa o scenariuszu.